Archiwum październik 2007


paź 31 2007 Przestrzeń Horyzontu Szpary
Komentarze (1)

Wraz z milczeniem pojawia się napięcie, a z nim niepokój. Stale powiększający swój areał ugór czasu tylko karmi ten stan podsycany jednocześnie ziejącym brakiem czegokolwiek, na czym można by zahaczyć choćby wątłą nić oczekiwania.
Ta przedłużająca się cisza łapie cię za gardło oburącz: zarówno jej przyczynę jak i skutek odbierasz negatywnie. Jest równie spontaniczna jak wszystko to, co ją poprzedzało, a ty przez to dalszy jesteś od spokoju ducha.
Mimo, że burza przed ciszą nie mogła przynieść zniszczeń (choć perwersyjną przyjemnością było obserwować, jak ugina gałęzie i marszczy toń), sama jej obecność była sygnałem.
Zastanawiałeś się, przed czym ostrzega sygnał, który mówi, ze nic złego się nie może stać. Czym jest ten sygnał? O czym świadczy jego obecność? Potrzeba. Brak, który nie zostanie wypełniony, gdyż pozostaje poza granicami zawartości, którą akceptujesz. Skąd więc tak wyraźna jego świadomość, uczestnictwo w jego manifestacjach, wyklejanie jego nieistniejących ścian ilustracjami jego niemożliwego spełnienia? Brak, który nie jest brakiem. Cisza, która aż huczy od nadmiaru dźwięków. Sygnał, który nic nie sygnalizuje a jest tak jaskrawy. Rzeczywistość zawarta we framudze fantazmatu, który skupił na sobie Wasza uwagę i Was samych na sobie, poza słowami, poza ciałem, poza zasadą rzeczywistości.
Ruch w jakąkolwiek stronę jest wyraźnie przez ciebie odczuwalny i notowany – czy przez Nią też? Kto wykonał go pierwszy i w jakim kierunku? Poczucie ambiwalencji. Nie akceptujesz tego, co się może zdarzyć...raczej nie akceptujesz zawartości odczytywanej z treści braku. Z kolei łatwo godzisz się, że ten brak istnieje i oddziaływuje w sposób dla ciebie atrakcyjny.
Na styku zawartości i braku pojawiła się niewielka szczelina oświetlana wyraźnie przez wpadające między framugami okna fantazmatu światło ciekawości i pragnienia. I bezradności.

tyyt   
paź 24 2007 Otwory i Płyny
Komentarze (1)

To spotkanie nie różniło się niczym szczególnym od wcześniejszych – rozpoczęte z tradycyjnym spóźnieniem, poprawianiem włosów i dotykaniem nerwowymi palcami szyi. Te niespokojne ruchy przerodziły się z wolna w niepokój psychoruchowy, głos zaś uległ wyraźnie obniżeniu i zchropowaciał; stał się szybki, dobywany na płytkim oddechu, często się urywał.
Ta zmiana wyraźnie cię ożywiła - zacząłeś bacznie przyglądać się swojej rozmówczyni. Wyglądała jak dziewczynka, która zobaczyła coś nieprzeznaczonego dla jej niewinnych oczu; cos zakazanego przez cenzurę stojącą na straży departamentu ds. ochrony nieskazitelności autorytetu, któremu bezkrytycznie ufała w otulinie przeświadczenia o jego wyjątkowości. Było to też coś, co ją przerażało nie na tyle jednak, by nie pozostawić mimochodem ziarenka ciekawości. Czy to była scena pierwotna? Nie opisywała wprost tego, co zobaczyła. Z pewnością nie pamiętała detali, które zbytnio kalałyby jej wizerunek tego, komu była oddana. Znała ogólny klimat zdarzenia, zapachy i odgłosy oraz swoją ekscytację i lęk.
Szczegóły zacząłeś dostrzegać w jej rozszerzonych źrenicach i drżeniu ciała. Wszystkie jej zmysły w tych chwilach przeniosły się w tamto miejsce i czas nadając kodowana retransmisję zdarzeń wprost w twoje wytężone uszy oraz skupione oczy. Czułeś ten zapach ciepła kłębiącego się jak nasączona potem i krochmalem wata dotykająca ciała w sposób obszerny, choć nie nazbyt głęboki. Była tez nić lawendy i starach mebli, coś na kształt zapachu starej gazety i roztopionego laku. Widziałeś dużo cienia o różnym nasileniu intensywności – od bladosrebrzystego do sadzoczarnego. Były to poruszające się leniwie, ale bez ustanku kształty, którym towarzyszył szelest, syk, szum. Przypominało to dźwięk wydawany przez poruszane wiatrem suche trzciny; także rodzaj jakiegoś głuchego dudnienia... raczej jakby dochodzącego wspak.
Ciekawie przedstawiała się powierzchnia utkana z tego samego koloru i materii, co poruszające się kształty. Była jednak ona bardziej stateczna i zdyscyplinowana – miała swój cel i wyraźnie zdawała się go realizować. Poruszała się jak płyn o dwóch barwach - w warstwie dolnej czarny, zaś przy powierzchni srebrzysty. Były miejsca, w których zmieniała się jego struktura – zdawał zapadać się w sobie; zmniejszać i znikać, by po krótkiej chwili pojawić się w innym miejscu lub w... kilku innych jednocześnie. Poruszał się wówczas w różnych tempach, co szybko było ujarzmiane w jednym falującym rytmie zwiększającym swą dynamikę aż po kolejną atrofię i wynurzenie w nowej odsłonie.
Z ekscytacją obserwowałeś to misterium. Dostrzegając wyraźną powtarzalność zwracać zacząłeś uwagę na miejsca, w których delikatnie zmieniały się kolory i znikał płyn. Był to rodzaj delikatnych zagłębień czy zapadlisk pokrytych cieniem i powidokiem wlewającej się weń substancji. Całość przedstawiała się tak, jakby to nie płyn wlewał się w otwór, lecz raczej otwór opadał na płyn, ten zaś szybko reagował wchodząc z nim w alians, którego efektem było przemieszczenie w inne miejsce, czas i formę, gdzie cały proces się powtarzał. Wszystko to wraz z dźwiękami, barwami i zapachami tworzyło niesamowite zjawisko, od którego nie sposób było oderwać uwagi. Całe ciało i psychika, wszystkie zmysły brały w tym udział przykute magnetyzmem ciekawości i stuporem przerażenia.
Wszystko to widziałeś w jej oczach i wyrazie twarzy; słyszałeś w tonie głosu i drżeniu warg. Praktycznie nie słuchałeś jej słów, gdyż zdawały się całkowicie zbyteczne. To, co wyrażała swoją postawą wystarczało w zupełności, zaś ty zbyt pochłonięty próbą zrozumienia, opisu i interpretacji nie byłeś gotowy na nic więcej.
Gdy drzwi się zamknęły a w pokoju pociemniało wokół twojej samotnej sylwetki, poczułeś miękkość i wilgoć. Ściany lekko zafalowały dezorientując twoje zmysły. Koncert sceny pierwotnej nie przebrzmiał. Poruszona struna nadal brzmiała, lecz teraz to ty stałeś się jej pudłem rezonansowym.

tyyt   
paź 10 2007 Piękno Podmyte Gnojem
Komentarze (0)

...jak mawiał Rafał ze zdrobnionym żołnierzem w nazwisku. Zastanawiające, że w tym czasie przychodzi ci on na myśl z wizją na oklep dosiadanej świni biegnącej do miejsca pracy swego jeźdźca. A czas ten dziwny. Sacrum miesza się z profanum tworząc ludyczny koktajl, chyba nawet gazowany, bo tłuszcza wielce podniecona i ...nawiedzona. Jakby inna. Inna. Nie opuszcza cię jednak myśl, iż to zjawisko sezonowe, przez zgon nestora wzbudzone i im gwałtownie i masowo się manifestujące, tym szybciej i równie masowo wygaśnie., jak to z czymś, co w otoczeniu a nie w swoim wnętrzu mające swe źródło. Nie słuchano go jak mówił, któż więc będzie jego słowa pamiętał, gdy jest już poza?

Czy wiec także prawda podszyta łajnem kłamstwa, w którym się co rusz tapla i co uda jej się z niego wyjść, to znów się nim zbruka. Bo kłamstwo łatwiejsze a wokół wielu zbrukanych, utaplanych, skalanych. Miewasz czasem wrażenie że jest tego tak wiele i w tak powszechnym wydaniu, że staje się to normą i standardem, a sam stanowisz mniejszość i tylko twój idealizm i stałość w poglądach pozwalają tobie balansować jak najdalej od tej trzęsącej się, brunatno-bulgotnej breji. I chyba też starasz się balansować z tymi, których zbrukania, tej skazy gnoju starasz się niedostrzegać, choć trudno długo udawać, że nie widzi się tego, co nazbyt wyraziste. Więc powoli przyznajesz, ze tak rzeczy mają się w stosunku do Tej, którą długo uważałeś za bliską. Długo pragnąłeś niedostrzegać może nie tyle jej skazy, co możliwości jej zasklepienia przez czas i Twoją pamięć. Ze swoim niskim wzrostem, małym biustem i przeciętną urodą stanowiła mimo to ciekawy i atrakcyjny obiekt, chyba głównie dlatego, iż ją idealizowałeś i obdarzałeś przymiotami, których obecności tak naprawdę nigdy nie zdradzała. Ty lubiłeś w niej tę bliskość i bezpośredniość oraz nonszalancko odkrywane miejsca, które ukradkiem zwiedzałeś korzystając z jej naiwnej pewności, że w Twojej obecności może być bezpieczna – tylko raz interweniowała, choć mimo, że inicjatywa należała do Ciebie, to ona wzięła jej odium na siebie. Nie była raczej świadoma rozmiarów, jakie zajmowała w Twojej świadomości i czym dla Ciebie byłą. Czy gdyby wiedziała, sprawy potoczyłyby się inaczej? Spotkania, choć różne w swojej częstotliwości, coraz częściej zdradzały w niej te skazę, co w końcu musiało cię zmęczyć szczególnie, gdy poczułeś to na sobie. Zapiekło i zabolało. Szeroko odchyliła się kotara idealizacji i w tym momencie postanowiłeś być boleśnie szczery. Za szczery. Nie zrozumiał wówczas, nie przyjęła do wiadomości Twoich słów i dotąd nie rozumie. Pozostały bagaż między Wami jest już tylko z dnia na dzień obracającym się w ruinę stelażem już chyba całkowicie pozbawionym wnętrza, wcześniejszego wypełnienia i dawnych treści. Smutno oglądać te pustki, bo to przez wgląd na przeszłość, także jej obraz w zwierciadle Twojej idealizacji oraz soczewkę Twego fantazmatu...piękna pustka. Smutny negatyw Waszej wspólnej, choć osobno przeżywanej przeszłości. Teraz awers mogłaby stanowić jedynie nieszczególna i raczej brzydka treść, a tego mieć nie chcesz. Z dala od skazy i tego, co bruka, choć to jest tuz obok. Im słodsze łajno kłamstwa, tym trudniejsza prawda przed oczami. Naga prawda. Bardzo wyraźna i jedyne co można z nią zrobić, to z pokora przyjąć. Więc robisz to, choć z trudem akceptujesz fakt, ze tak pełno jest moralnego humusu, że każde piękno podmyte jest gnojem...

tyyt