wrz 12 2007

Pułap Śmiechu Frustratów


Komentarze: 1

I znowu podobnie – środa bywa dla Ciebie tym dniem, gdy nie wiadomo czy to jeszcze połowa tygodnia czy już nie. Spoglądając na bladą taflę okna już rankiem brzęczały Ci w uszach słowa o zimie, która zaskoczyła drogowców – chyba dopiero po tamtej stronie życia będziesz wolny od podobnych komunikatów a drogowcy wolni od ...zimy? Nie, od zaskakujących sytuacji.

Lustro szyby autobusu, którym nieco przypadkowo (zima, drogowcy) przyszło Ci podróżować i z opóźnieniem, i wolniej, i dłużej tez nie przyniosło optymistycznych widoków – śnieg z trudem ukrywał swa krótkotrwałość przed słabością zimy. Słabość dotknęła Cię nie tylko za szybą – już w ciżbie oczekujących dało się wyczuć rosnące rozdrażnienie podsycone głośnym szczebiotem trójki młodych studentów prowincjonalnej uczelni nie kryjących się przed sobą i otoczeniem ze swoim nastrojem i swoistą treścią mentalną, jakby nie dostrzegając patrzących i słuchających. I już rozdrażnionych. Byli ponad to, już teraz, mimo, iż dopiero to planują, mimo że jeszcze nie jest to jasno zarysowane i zdefiniowane – oni czują to podskórnie, i to tym mocniej, im częściej nie są skazani na swe własne towarzystwo znoszone w pojedynkę, gdy zwątpienie i trwoga tym częściej zagląda im w oczy, im jaśniej w te oczy razi ich szorstka lampa braku zadowolenia z życia i rozczarowania sobą. Teraz jednak byli we trojkę a to dodaje otuchy, to dodaje wiary i siły mimo, iż ich wydrążenie przeraża. Przeraża nie sam jego fakt, lecz to, że ma miejsce już teraz zanim jeszcze jest co drążyć... To, co drażniło gawiedź przeniosło się z ich ust, słów i gestów do wnętrza pojazdu. Strzepywali ich treść wprost na spocone karki i styrane przeciwnościami wyzute ze szczerości i świeżości twarze. Teraz już jednak ich właściciele milczeli – zhabituowani i uśpieni gorącym beztleniem panującym w pojeździe nie protestowali niemo godząc się z tym, co słyszą i czują, zazdroszcząc nieśmiało tej ożywionej trójce nastroju, ożywienia i witalności.

Prym wiódł on, pryskając w dziewczęce jeszcze małżowiny prostym dowcipem, takoż i wyraźnym jak widocznym zainteresowaniem ich biustem, którego wielkość i kształt trudno było oszacować zza kilku warstw odzieży, one zaś rywalizowały o to zainteresowanie siedząc z coraz bardziej rozchylonymi udami, często dotykając swych włosów, zaznaczając jednocześnie swą obecność gwałtownym i przydługim śmiechem, nijak nie mającym pokrycia i pretekstu w zasłyszanych, szybko gasnących i opadających na brudną podłogę, słowach. Bo i skąd to pokrycie? Z przechwałek, kto lepiej i więcej ściąga na kolokwiach? Kto czym i jak długo dojeżdża na uczelnię? A może z górnego pułapu, jaki sądząc z emocji i ożywienia sięgnęła rozmowa, a dotknęła treści nie łatwych i banalnych wcale, gdyż wynikających z obejrzanych ostatnio spotów reklamowych w TV. Taki to pułap... Więc wydrążone już to, co jeszcze zbudować się, ustalić, wzmocnić i choć trochę dać poznać nie miało okazji. Jest śmiech, żart,, biust i uda. Jest witalność i poczucie bycia ponad. Jest tez smutek, gdy samotnie znosi się ich brzęczące echo i blady powidok, a swą głowę podnosi nie nazwana jeszcze, choć namacalna frustracja. Taki to pułap...

tyyt   
12 września 2007, 20:10
Zastanawiam się na czym Ci bardziej zależy, na treści czy na formie swoich tekstów? Bo jeśli chodzi o treść to gdzieś ginie w tym gąszczu opisów i tam takich. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz