wrz 10 2007

T(ea)m Analizy Autofreudyzmu


Komentarze: 0

Tego dnia miałeś duży zamęt w głowie – wiele pomysłów ci po niej krążyło bijąc się z rozmaitymi argumentami o prym w rankingu zwycięzców, których powłoka zamysłu zostanie przekuta w chropowatą twardość czynu. Kolaborując z alternatywami pozwoliłeś rozwiązać się sprawie samej. Po drodze zimny wiatr, zastygłe kępy szarego śniegu i szpilki mrozu wbijane w kark i policzki. Nienaturalna w tej aurze ilość zieleni i kolorów bijąca od zwartych szwadronów kwiaciarek ostro kontrastowała z otoczeniem oblekając je obietnicą wiosny. Ty zaś, uzbrojony w odpowiednią ilość tych skromnych choć z mozołem wypieszczonych specjalnie na ten dzień roślin udałeś się chcąc dotrzeć do ich adresatek. Widziałeś zaskoczenie, radość, błogostan, potwierdzenie, spełnienie. A może docenienie, nadanie rangi, równość? Być może też w ten iluzoryczny sposób przez małe mgnienie pękała opoka i pojawiał się ów cień błogostanu skrywaną na co dzień za raną kastracyjną rzadko dającą się trwale wymazać z obrazu swej postaci w której centrum panoszy się i ...króluje. Zauważyłeś substytut o delikatnym wyglądzie i atrakcyjnych kształtach nieznacznie choć wyraźnie budzących skojarzenie z fallusem. Krótkotrwałe zabliźnienie, poczucie wypełnienia i ulga kompletności gdzie zazdrość i urazy w parze idąc z chęcią jak najczęstszego powtarzania tego stanu na chwilę tylko przygasają i są tak nietrwałe jak ...mit o autoanalizie Freuda.

tyyt   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz