wrz 09 2007

Zatrute Buty


Komentarze: 1

Te chwile, kiedy zastanawiasz się dokąd to zmierza są już coraz rzadsze. Nie zajmuje cię już „dokąd„dlaczego”, lecz „jak daleko”. A można całkiem nieblisko. Zwracasz uwagę na nośniki ucieleśnionej wyobraźni wąskiej grupy skobieciałych pederastów, szerszej grupy ich nieudolnych naśladowców, zaś żywe manekiny Arkadiusa i jemu podobnych, których niemało masz wokół, mniej lub bardziej efektownie starają się ukryć to, co pod krzykliwą, kolorową i podarta często powłoką ukryć się powinno. I robią to, w odpowiednich do swych możliwości proporcjach, zaś ich potrzeba ukrywania prawdy o sobie jest tym bardziej wyraźna, im mniej autorefleksji i szczerego lustra przed sobą. Bo zwierciadło ludzkich oczu nie jest żadna dlań miarą czy punktem odniesienia. Nie ważne więc, co, jak i czy ładnie, czy pasuje i jak się z tym czuję, czy tez podobam się chłopcu, babci i sobie, czy w tym miejscu jest to odpowiednie, czy zgadzam się ze sobą w tym, co pokazuję – ważne raczej, czy nadążam za resztą. Czy nadążam? Ciemne odrosty dorównują już swym obszarem niegdyś na blond ufarbowanym lokom, które smutnie wyglądają na tle swych ciemniejszych połówek. Widok próbuje ratować beret z daszkiem, na którym znaleźć się musi choćby idiotyczny nadruk, a najlepiej inkrustowany świecidełkiem z plastiku. Kurteczka i bluzka tym lepsze, im kolorki sobą niedopasowane bolą w oczy, które znieść jeszcze muszą widok szeroko odsłoniętej fałdy podbrzusza z ciemnym kraterem pępka, który nie rozumie, dlaczego znosić musi i zimno i ten ból w oglądanych go oczach. Ciosem jest też guma stringów śmiało i bezwstydnie wynurzająca się aż do połowy lędźwiów, uparcie podciągana wyżej i wyżej przez niecierpliwe palce zwieńczone nierównymi paznokciami, co dźwigać muszą niekształtne plamki źle dobranego lakieru. Poniżej nieważne, czy są to absurdalnie podwinięte nogawki fabrycznie poplamionych wapnem i poszarpanych dżinsów, czy przypominająca swą faktura i nieprzystającym do reszty deseniem śmietnika spódniczka – ważne co u dołu. A tu możliwości mogą być tylko dwie: albo czubate obuwie udające kształtem trampki śliskiego od kwaśnego potu zapaśnika, albo równie czubate przydeptane skrzyżowanie czółna i kaloszy z odstającą cholewą i najlepiej barwy odpadającego złota – coś, co nie przyśniłoby się nawet pijanemu rekwizytorowi z bułgarskiego cyrku.

Dlatego nie zastanawiasz się nad ideą, jaka temu ma przyświecać i czemu ma to służyć. Podziwiasz raczej inwencję nauczycieli cyrkowych rekwizytorów i żenującą inercję umysłów, które oryginalności i swej niepowtarzalności szukają w śmietniku, gdzie coś znajduje się tylko dlatego, że nigdzie indziej miejsca dlań nie ma. Gdzie więc dla was jest miejsce z tą przykrą szatą i boleśnie nieznośnym wyglądem? Zaryzykujesz takie pytanie? Nie robisz tego, bo wzrok odwracasz często. Często.

tyyt   
09 września 2007, 12:29
Podoba mi się ta notka. Oddaje sporo tego, co sama obserwuję.

Dodaj komentarz